Słowa króla. Zasięgniemy tu objaśnień, tłomaczyły się tem, że po prawej stronie drogi, stały dwa lub trzy domki, jak wysunięte naprzód szyldwachy miasta górnego.
Jeden nawet z nich, bliższy, na turkot kół otworzono, i światło przeciskało się przez szczelinę.
Królowa wysiadła, a ująwszy pod rękę pana de Malden, podeszła do tegoż domu.
Ale za ich zbliżeniem, drzwi zamknięto.
Jednakże zanim te drzwi zdążyły się zamknąć, pan de Malden, spostrzegłszy niegościnne zamiary gospodarza, zdołał pochwycić je i zatrzymać.
Pod naciskiem pana de Malden drzwi otworzono.
Za drzwiami stał człowiek, mogący mieć lat pięćdziesiąt, w szlafroku i w pantoflach.
Nie bez zdziwienia uczuł się pokonanym w swoim własnym domu a zdziwienie jego było tem większe, gdy spostrzegł nieznajomego a za nim kobietę.
Człowiek w szlafroku spojrzał na królowę, na którą padało światło, jakie trzymał w ręku i zadrżał.
— Czego pan chcesz? — zapytał pana de Malden.
— Panie... odparł oficer — nie znamy miasta Varennes, i prosimy cię, abyś był łaskaw wskazać nam drogę do Stenay.
— A jeżeli to podstęp — powiedział nieznajomy — będę zgubiony?
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/610
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ I.
JAN BAPTYSTA DROUET.