Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/611

Ta strona została przepisana.

— A! panie!... rzekł pan de Malden — czy możesz się narażać na coś podobnego, oddając przysługę kobiecie, która się znajduje w niebezpiecznem położeniu.
— Panie, odpowiedział człowiek w szlafroku — osoba, która za tobą stoi, to niezwykła kobieta...
A nachylając się do ucha pana de Malden, dodał cicho:
— To królowa!
— Panie!
— Poznałem ją.
Królowa, która słyszała, czy odgadła co mówiono, pociągnęła w tył pana de Malden.
— Zanim co nastąpi, rzekła — uprzedź pan króla, że jestem poznaną.
Pan de Malden, w sekundę polecenie to spełnił.
— Ha! więc — rzekł król — niech ten człowiek przyjdzie do mnie.
Pan de Malden wrócił, a sądząc, że nie potrzebuje nic ukrywać, powiedział:
— Król chce mówić z panem.
Człowiek ów westchnął, a zrzuciwszy pantofle, ażeby najmniej hałasu robić, zbliżył się do drzwiczek powozu.
— Pańskie nazwisko? — spytał król najprzód.
— De Prefontaine, Najjaśniejszy Panie — odparł z wahaniem.
— Czem pan jesteś?
— Majorem kawalerji, kawalerem orderu Świętego Ludwika.
— Podwójnie jako major i jako kawaler orderu, wykonałeś mi pan przysięgę na wierność, obowiązkiem więc twoim jest dopomóc mi w kłopocie.
— Zapewne, wyjąknął major — ale błagam Waszą królewską mość o pośpiech; mogliby mnie zobaczyć.
— Ej! panie!... rzekł pan de Malden — gdyby was widziano, tem lepiej! nigdy nie nadarzy ci się tak piękna sposobność spełnienia swego obowiązku!
Major, który zdania tego nie podzielał, westchnął głęboko.