W tej chwili dwóch ludzi rzuciło się w środek tego zamieszania. Jeden przepasany trójkolorową szarfą, drugi w mundurze.
Pierwszy był to prokurator gminy Sausse.
Drugim, w mundurze, dowódzca gwardji narodowej Hannonet.
Za nimi, przy świetle dwóch pochodni, błyszczało kilkadziesiąt strzelb.
Król pojął, że ci dwaj ludzie, jeśli nie byli pomocą, to przynajmniej opieką.
— Panowie — rzekł — gotów jestem oddać się wam, jak i osoby, towarzyszące mi; ale brońcie nas od brutalstwa tych ludzi.
I wskazał uzbrojonych obywateli.
— Opuścić broń. panowie! — zawołał Hannonet.
Usłuchano go, pomrukując.
— Pan nam wybaczysz — rzekł do króla prokurator gminy — ale rozeszła się pogłoska, że Jego królewska mość Ludwik XVI, ucieka, i obowiązkiem naszym jest przekonać się, czy to prawda.
— Przekonać się, czy to prawda? — zawołał Izydor. — Jeżeli prawda i w powozie tym siedzi król, to powinniście być u stóp króla; jeżeli przeciwnie, jest to osoba prywatna, jakiem ją prawem zatrzymujecie?
— Panie — rzekł Sausse, zwracając się do króla — do was mówię; czy zechcecie mi zrobić zaszczyt i odpowiedzieć?...
— Najjaśniejszy Panie — szepnął Izydor pocichu — zyskuj Wasza królewska mość na czasie; pan de Damas i jego dragoni przybędą niezawodnie.
— Masz słuszność — rzekł król.
I odpowiadając panu Sausse.
— A jeśli nasze paszporta są w porządku — rzekł — czy dozwolicie nam puścić się w dalszą drogę?
— Bezwątpienia — odparł Sausse.
— A więc, pani baronowo — rzekł król, zwracając się
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/620
Ta strona została przepisana.