Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/628

Ta strona została przepisana.

snych ust jego słyszana, rozbiegła się lotem ptaka po ulicach miasta.
Człowiek jakiś wszedł przelękły do municypalności.
— Panowie — rzekł — podróżni, zatrzymani u pana Sausse, to naprawdę król i jego rodzina! Usłyszałem z własnych ust króla wyznanie!
— A więc, panowie — zawołał Drouet — cóż wam mówiłem?
I bęben bił ciągle, a dzwonienie na gwałt nie ustawało.
Teraz, jakim sposobem te różne hałasy nie ściągnęły do miasta i do uciekających, pana de Bouille i do Raigecourt oraz huzarów w Varennes stojących?
Zaraz opowiemy.
Około dziewiątej wieczorem, dwaj oficerowie tylko co wrócili do hotelu Wielkiego-Monarchy, kiedy usłyszeli turkot powozu.
Obaj przybiegli do okna.
Był to kabrjolet, a w nim siedział człowiek w kapelusza i wielkim płaszczu.
Cofali się w tył, kiedy podróżny ów zawołał:
— Ej! panowie! czy jeden z was nie jest kawalerem Juljuszem de Bouillé?
Pan de Bouillé zatrzymał się.
— Tak panie — rzekł — to ja.
— W takim razie — odparł człowiek w wielkim płaszczu i kapeluszu — mam panu wiele rzeczy do powiedzenia.
— Gotów jestem je usłyszeć — odrzekł kawaler — ale zechciej pan wejść do oberży; zaznajomimy się.
— Chętnie, panie kawalerze, chętnie! — zawołał podróżny:
I wyskoczywszy z powozu, szybko wbiegł do hotelu.
Kawaler zauważył, że jest bardzo przelękniony.
— A! panie kawalerze — ciągnął nieznajomy — dasz mi konie, które tu masz, nieprawdaż?
— Jakto? konie, które mam tutaj? — odparł pan de Bouillé.
— Tak! tak! dasz mi je pan! Nie potrzebujesz nic przedemną ukrywać... Ja wiem wszystko!