Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/629

Ta strona została przepisana.

— Panie, pozwól sobie wyznać, że zdziwienie nie daje mi odpowiadać — podjął pan de Bouillé — i że nie rozumiem ani słowa.
— Powtarzam, że wiem wszystko — nalegał podróżny — król wyjechał wczoraj z Paryża... lecz nie ma prawdopodobieństwa, aby mógł dalszą drogę odbywać; uprzedziłem już o tem pana de Damas; pułk dragonów zbuntował się; w Clermont było powstanie... Ja, który to mówię, ledwie się wydostałem.
— Ależ — spytał pan de Bouillé niecierpliwie — któż pan jesteś?
— Ja jestem Leonard, fryzjer królowej. Jakto! pan mnie nie zna? Wyobraź pan sobie, że pan de Choiseul uprowadził mnie mimowon... Przywiozłem mu klejnoty królowej i pani Elżbiety, a kiedy pomyślę, że mój brat, któremu zabrałem płaszcz i kapelusz, nie wie co się ze mną stało, a pani de l’Aage, którą miałem uczesać, czeka na mnie dotąd! O! mój Boże! mój Boże! co się to dzieje!
I Leonard przechadzał się wielkiemi krokami po sali, podnosząc z rozpaczy ręce ku górze.
Pan de Bouillé zaczynał pojmować.
— A! to pan Leonard! — rzekł.
— Naturalnie, że jestem Leonardem — podjął podróżny, odcinając od swego nazwiska tytuł, na sposób wielkich ludzi — a ponieważ pan znasz mnie już, zapewne dostanę koni?
— Panie Leonardzie — rzekł oficer, chcąc koniecznie sławnego fryzjera zaliczać do zwykłych śmiertelników — konie, jakie tu mam, należą do króla, i król tylko może ich użyć!
— Ale kiedy mówię, że niepodobna, aby król przyjechał...
— To prawda, panie Leonardzie; ale król może przybyć, a gdyby koni nie zastał i tłómaczyłbym mu, że je panu oddałem, mógłby uznać przyczynę tę za wcale niedostateczną.
— Jakto! za niedostateczną! — zawołał Leonard. — Czy sądzisz pan, że w mojem nadzwyczajnem położeniu, król miałby mi za złe, gdybym wziął jego konie?
Oficer uśmiechnął się.