ich samych lud podszedł i pozbawił koni. Nie wiedzieli, co się stało z towarzyszami.
Właśnie, gdy kończyli opowiadać, pan de Choiseul zauważył wśród ciemności, mały oddział konny i jednocześnie krzyknięto:
— Kto idzie?...
— Francja!... — odpowiedziano.
— Jaki pułk?...
— Dragoni!...
Na te słowa któryś gwardzista wystrzelił.
— Dobrze!.,. — rzekł z cicha pan de Choiseul do podoficera, będącego przy nim — oto pan de Dames i jego dragoni.
I nie czekając dłużej, uwolniwszy się od dwóch ludzi, którzy trzymali mu konia za cugle, utrzymując, że powinien być posłuszny municypalności, zajął przejście przemocą, i przemknął się do miasta, oświetlonego i napełnionego rojącym się ludem.
Kiedy zbliżał się do domu pana Sausse, ujrzał powóz króla wyprzężony, potem mały plac a na nim przed domem stojącą liczną straż.
Aby nie dać zetknąć się z pospólstwem swoim ludziom, udał się prosto do koszar, których znał położenie.
Koszary były puste; tam zamknął czterdziestu huzarów.
Wychodząc z koszar, spotkał dwóch ludzi z gminu, którzy wzywali go aby się udał do municypalności.
Pan de Choiseul odpowiedział, że pójdzie tam, kiedy mu się spodoba, a strażom przykazał, aby nie wpuszczały nikogo.
Kilku ludzi, strzegących stajni, zostało w koszarach. Od nich pan de Choiseul dowiedział się, że huzarzy poszli z mieszczanami i pijąc rozproszyli się po mieście.
Na tę wiadomość pan de Choiseul wrócił do koszar.
Widział się panem zaledwie czterdziestu wycieńczonych, tak ludzi jak koni, a jednak nie można było żartować z okolicznościami, i pan de Choiseul nabił pistolety. Nareszcie oświadczył po niemiecku huzarom, którzy nie pojmowali, co
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/634
Ta strona została przepisana.