Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/641

Ta strona została przepisana.

— Prawdopodobnie, w tej chwili pan de Bouillé jest już uprzedzony i przybędzie tu około szóstej zrana, ponieważ ma stać między Dun a Stenay z oddziałem Royal-Allemand. Prawdopodobne jest nawet, że jego przednia straż, będzie na pół godziny wcześniej przed nim; bo, w okolicznościach, w jakich się znajdujemy, wszystko, co jest możebnem, musi być wykonanem; ale, nie możemy ukrywać przed sobą, że kilka tysięcy ludzi nas otacza, że chwila, w której zobaczą wojsko pana de Bouillé będzie chwilą największego niebezpieczeństwa, przerażającego wzburzenia. Będą chcieli króla wyciągnąć poza miasto, zmuszą go wsiąść na koń i uprowadzą do Clermont; zagrożą jego życiu, może i porwą się na nie; ale panowie, te niebezpieczeństwa potrwają chwilę tylko, i gdy rogatkę zdobywszy, huzarzy wejdą do miasta, rozsypka nastąpi zupełna. Dziesięć minut mniej więcej, trzeba nam się trzymać; jest nas dziesięciu: przy takim rozkładzie miejscowości mam nadzieję, że zabiją nam, co najwięcej jednego człowieka na minutę. Takim sposobem, mamy czas.
Słuchacze skinęli głową potakująco.
To poświęcenie na śmierć z prostotą zaproponowane, z prostotą też było przyjęte.
— A więc, panowie, sądzę, że to da się zrobić, ciągnął pan de Choiseul — gdy usłyszymy pierwsze wystrzały, pierwsze krzyki na placu, wbiegniemy do pierwszego pokoju; wymordujemy wszystko, co tam będzie, opanujemy okna i schody... Troje jest okien: trzech z was bronić ich będzie; siedmiu innych rozstawi się na schodach, które łatwo obronić, ponieważ są kręcone; i jeden człowiek może stawić czoło kilku napastnikom. Trupy zabitych służyć będą pozostałym za wały; możemy się założyć, że wojska wejdą do miasta, zanim ostatniego z nas zamordują, a choćby nas i zabito, miejsce, jakie w historji zajmiemy, będzie piękną nagrodą za nasze poświęcenie.
Młodzi ludzie uścisnęli się za ręce, jak to zapewne uczynili przed walką Spartanie, potem każdy obrał sobie miejsce w bitwie: dwaj oficerowie przybocznej straży i Izydor de Charny, którego liczono, choć był nieobecny, w trzech ok-