— Gdzież więc jest twój towarzysz?
— Tam, rzekł, za mną.
I uczyniwszy krok naprzód, odsłonił drzwi, przez które ujrzano młodzieńca w mundurze, opartego o okno.
Po twarzy łzy mu płynęły, a w ręku trzymał papier.
Był to pan Romeuf, ów młody adjutant generała Lafayetta, z którym czytelnik zapoznał się, kiedy pan Ludwik de Bouillé przybył do Paryża.
Pan de Romeuf, jak to wiemy z rozmowy jego wtedy z młodym rojalistą, był szczerym patrjotą; ale podczas dyktatury pana de Lafayette w Tuileries, obowiązany czuwać nad królową, umiał w obejściu się z nią okazać tyle pełnej uszanowania delikatności, że królowa kilka razy wdzięczność mu swą wyrażała.
Dlatego ujrzawszy go:
— O!... zawołała przykro zdziwiona — to pan? Potem z westchnieniem bolesnem kobiety, która widzi upadającą potęgę, podług niej niezwyciężoną:
— O!... dodała — nie uwierzyłabym nigdy!...
— Dobrze!... szepnął z uśmiechem drugi wysłaniec — widać, że potrzebny tu byłem.
Pan de Romeuf zbliżył się powoli ze spuszczonemi oczyma, trzymając w ręku dekret.
Król niecierpliwie wyrwał go młodzieńcowi.
A przeczytawszy, odezwał się:
— Niema już króla we Francji.
Towarzysz pana de Romeuf uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć:
— Wiem o tem!...
Na te słowa króla, królowa postąpiła ku niemu jakby z zapytaniem.
— Słuchaj, Najjaśniejsza Pani!... rzekł. Oto dekret, który Zgromadzenie ośmieliło się wydać.
I przeczytał głosem drżącym z oburzenia co następuje: „Zgromadzenie poleca, aby minister spraw wewnętrznych wysłał kurjerów do departamentów z nakazem do wszyst-
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/656
Ta strona została przepisana.