Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/663

Ta strona została przepisana.

i żałuję, że „wasi biedni bracia“, jeden zwłaszcza, pan Izydor, nie mogą mnie słyszeć.
Billot wyrazy te: „zwłaszcza pan Izydor“, wymówił z tak osobliwszym akcentem, że Charny powściągnął ruch bólu, jaki imię jego ukochanego brata wzbudziło mu w duszy i, nic nie odpowiedziawszy Billotowi, który widocznie nie wiedział o nieszczęściu, jakiemu uległ ten brat, którego nieobecności żałował, skinął nań, ażeby mówił dalej.
Billot tedy począł:
Kiedy król wyruszył ku Paryżowi, widziałem w nim tylko ojca, wracającego do dzieci. Szedłem z panem Gilbertem obok karety królewskiej, zasłaniając ciałem własnem tych, którzy w niej siedzieli i krzycząc z całego gardła: „Niech żyje król!...„
Była to pierwsza podróż króla, wszędzie koło niego, z przodu, z tyłu, na drodze pod nogami koni, pod kołami karety, słano tylko błogosławieństwa i kwiaty. Przed ratuszem spostrzeżono, że król nie miał już kokardy białej, ale jeszcze nie miał trójbarwnej i krzyczano: „Kokarda!... kokarda!...“ Zdjąłem moją z kapelusza i podałem mu ją; podziękował mi i przypiął do swego przy wielkich okrzykach tłumu. Pijany byłem z radości, na widok mojej kokardy u kapelusza tego dobrego króla; sam też krzyczałem: „Niech żyje król!...“ głośniej niż wszyscy. Takim zapałem przejął mnie ten dobry król, że pozostałem w Paryżu.
Zasiewy moje dojrzewały i wymagały mojej obecności, ale co mnie obchodziły zasiewy?... Byłem o tyle bogaty, żem mógł stracić jeden zbiór, a jeżeli obecność moja mogła się na co przydać temu dobremu królowi, ojcu ludu, odnowicielowi wolności francuskiej, jak my głupcy nazywaliśmy ją w owym czasie, wolałem pozostać w Paryżu raczej, niż wracać do Pisseleu. Żniwo moje, które powierzyłem staranności Katarzyny, zginęło prawie!... Katarzyna, jak się zdaje, miała co innego do roboty, niż myśleć o żniwie... Dajmy temu pokój!...
Mówiono tymczasem, że król przyjmuje rewolucję niezupełnie szczerze, że idzie krokiem opieszałym i opornym,