że nadejdą jakie inne wieści. Pułk niemiecki jest pewny, nieprawdaż?...
— Tak, ojcze.
— To wystarczy, pójdziemy z nim na Varennes. Ruszaj!...
Hrabia Ludwik pomknął cwałem.
W dziesięć minut powrócił.
— Pułk niemiecki idzie za mną!... rzekł do generała.
— Zastałeś go więc w gotowości do pochodu?...
— Nie, i to mnie wielce zdziwiło. Musiał dowódca źle mnie zrozumieć wczoraj, kiedym mu powtarzał twój rozkaz, ojcze, bo go zastałem w łóżku. Ale wstaje i przyrzekł mi, że sam pójdzie do koszar, ażeby przyśpieszyć wymarsz. Obawiając się, ażebyś się nie niecierpliwił, ojcze, przybyłem wytłomaczyć ci przyczynę opóźnienia.
— Dobrze!... powiedział generał. Więc pułk nadciągnie?...
— Dowódca zapewnił mnie, że idzie za mną.
Czekano dziesięć minut, potem kwadrans, potem dwadzieścia minut. Nikogo nie było widać.
Generał niecierpliwie spojrzał na syna.
— Pojadę tam raz jeszcze, ojcze — powiedział tenże.
I puszczając konia galopem, powrócił do miasta.
Czas, jakkolwiek długi wobec niecierpliwości pana de Bouillé, źle był użyty przez dowódcę pułku: zaledwie gotowych było kilku ludzi. Młodzieniec narzekał gorzko, ponowił rozkaz generała i na wyraźną obietnicę dowódcy, że za pięć minut on i jego żołnierze wyruszą z miasta, powrócił do ojca.
Wracając, zauważył, że brama przez którą już przejeżdżał cztery razy, strzeżona była przez gwardję narodową.
Czekano znowu pięć minut, dziesięć, kwadrans, nikogo nie było widać.
A jednak pan de Bouillé rozumiał, że każda minuta stracona była rokiem ujętym więźniom z życia.
Spostrzeżono kabrjolet na drodze od strony Dun.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/676
Ta strona została przepisana.