Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/684

Ta strona została przepisana.

Następnie zwróciwszy się do króla, rzekł:
— Niema potrzeby zakładać, konie już założone.
— To niech powóz zajedzie.
— Jest już u bramy.
Król podszedł do okna od ulicy i rzeczywiście spostrzegł powóz zaprzężony; w pośród ogromnego hałasu, jaki grzmiał na ulicy, nie słyszał zbliżenia się powozu.
Lud zobaczył króla przez szyby.
Straszliwy okrzyk, a raczej straszliwa groźba ozwała się w tłumie.
Pan de Choiseul podszedł do królowej.
Król zbladł.
— Co Wasza królewska mość rozkaże?... zapytał. — Ja i moi towarzysze wolimy umrzeć, niż patrzeć na to, co się dzieje.
— Czy sądzisz pan, że pan de Charny ocalał? — cicho i żywo zapytała królowa.
— O; co do tego, jestem najpewniejszy.
— Więc jedźmy; ale na imię nieba, więcej jeszcze dla was, niż dla nas, pan i pańscy towarzysze nie opuszczajcie nas.
Król zrozumiał obawę królowej.
— Istotnie — rzekł — panowie Choiseul i Damas towarzyszą nam, a ja nie widzę ich koni.
— To prawda — poparł pan Romeuf, zwracając się do Billota — nie możemy przeszkadzać, ażeby ci panowie nie towarzyszyli Ich królewskim mościom.
— Ci panowie — odrzekł Billot — pojadą za Najjaśnieiszem Państwem, jeżeli mogą; nasze rozkazy wyrażają, ażebyśmy sprowadzili króla i królowę, a o tych panach nie mówią.
— A ja oświadczam — odezwał się król z mocą większą, niżby się po nim spodziewać było można — że nie pojadę, aż ci panowie będą mieli konie.
— Cóż wy na to? zapytał Billot, zwracając się do ludzi zapełniających pokój. Król nie pojedzie, aż ci panowie będą mieli konie.