— Biorę was wszystkich na świadków, że mi zadają gwałt!... odezwał się Ludwik XVI.
Potem nieszczęśliwy król, wyczerpany tym wysiłkiem woli przechodzącym wszystkie, jakie uczynił dotąd, opadł w głąb powozu między królowę i księżnę Elżbietę.
Powóz puścił się w drogę.
Po pięciu minutach, zanim powóz ujechał dwieście kroków, usłyszano poza nim wielkie krzyki.
Królowa najpierwsza wychyliła głowę za drzwiczki od karety.
Ale prawie w tejże chwili cofnęła się w głąb, oburącz zakrywając oczy:
— Nieszczęście!... zawołała, pana Choiseula mordują.
Król próbował się poruszyć, ale królowa i księżna Elżbieta pociągnęły go w tył. Zresztą kareta wyjechała na róg ulicy i niepodobna było już zobaczyć.
Oto co się działo.
Przed bramą pana de Sausse, panowie Choiseul i Damas wsiedli na konie; ale koń pana de Romeuf, którego wreszcie wziął na poczcie, znikł niewiadomo gdzie.
Zatem Romeuf, Floriac i adjutant Foucq, szli pieszo, spodziewając się znaleźć jakie konie dragońskie, albo huzarskie, gdyby im dragoni lub huzarzy, pozostawszy wiernymi, chcieli je ofiarować, albo też jakiebądź inne konie opuszczone.
Zaledwie jednak uszli piętnaście kroków, kiedy pan de Choiseul spostrzegł u drzwiczek karety, którą eskortował, że Romeuf, Floirac i Foucq, mogą być lada chwila ogarnięci, rozproszeni i zduszeni przez tłum.
Zatrzymał się więc na chwilę, puścił karetę, i sądząc, że Romeuf, z tytułu misji, jaką mu powierzono, może z pomiędzy wszystkich narażonych na niebezpieczeństwo, największą przysługę oddać rodzinie królewskiej, woła na swego służącego Jamesa Brisacka, zmieszanego z całym tym tłumem:
— Mojego drugiego konia panu de Romouf!
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/687
Ta strona została przepisana.