Zaledwie to wymówił, lud rozdrażniony, otoczył krzycząc:
— To hrabia Choiseul, to jeden z tych, którzy chcieli uprowadzić króla! Śmierć arystokracie! śmierć zdrajcy!
Wiadomo z jaką szybkością w zaburzeniach ludowych skutek następuje po groźbie.
Choiseul zerwany z siodła, pada w tył i znika pochłonięty w tej otchłani strasznej, która zwie się tłumem, a z której w owym czasie namiętności śmiertelnych, człowiek wychodził tylko w kawałkach.
Ale w chwili gdy padał, pięciu ludzi rzuciło mu się na pomoc.
Byli to: Damas, Floirac, Romeuf, adjutant Foucq i tenże sam służący James Brisack, z którego rąk wydarto konia i który tym sposobem, mając ręce wolne, mógł ich użyć na obronę pana.
Nastąpiła chwila straszliwego zamętu.
Przeciw wszelkiemu prawdopodobieństwu, pan de Choiseul, ani umarł, ani nie był ranny, a przynajmniej nie miał ran ciężkich.
Żandarm jakiś odparł lufą od swego muszkietu kosę, wymierzoną przeciwko niemu. Brisack odbił drugi podobny cios kijem, wydartym jednemu z napastników.
Kij złamano, jak trzcinę, ale cios odbity zranił tylko konia Choiseula.
Wtedy adjutantowi Foucq przyszła myśl krzyknąć:
— Do mnie dragony!
Kilku żołnierzy przybiegło na ten okrzyk, i ze wstydu niechcąc dopuścić do zamordowania człowieka, który nimi dowodził, przedarli się do niego.
Sam Romeuf rzucił się naprzód.
— W imię Zgromadzenia narodowego, którego jestem mandatarjuszem, w imię generała Lafayetta, którego jestem deputatem — zawołał, prowadźcie tych panów do magistratu.
Te dwa imiona: Zgromadzenia narodowego i generała
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/688
Ta strona została przepisana.