wybrać można było w mieście, ukazało się w przedpokoju i zatrzymało na progu drzwi.
— O!... proszę!... wejdźcie, wejdźcie, dzieci!... zawołała królowa, wyciągając do nich ręce.
Jedna z dziewcząt, będąca tłómaczem nietylko swych towarzyszek, ale ich rodziców i całego miasta, nauczyła się pięknej przemowy, którą miała powtórzyć; ale na ten okrzyk królowej, na te ramiona otwarte, na to wzruszenie rodziny królewskiej, biedna dziewczyna nic innego znaleźć nie mogła tylko łzy i te słowa, wychodzące z głębi piersi a streszczające opinję główną:
— O!... Najjaśniejsza Pani, co za nieszczęście!...
Królowa wzięła bukiet i ucałowała dziewczynę.
Przez ten czas Charny zbliżył się do ucha króla.
— Najjaśniejszy Panie, rzekł, możeby można co dobrego wyciągnąć z tego usposobienia miasta, może nie wszystko jeszcze stracone. Jeżeli Wasza królewska mość udzieli mi pozwolenia na godzinę, pójdę, i zdam wam sprawę z tego, co zobaczę, usłyszę, a może i z tego, co zrobię.
— Idź, hrabio!... rzekł król, ale bądź roztropnym, gdyby się wam zdarzyło nieszczęście, nie pocieszyłbym się nigdy! Przebóg!... dość już dwóch zabitych w jednej rodzinie.
— Najjaśniejszy Panie!... odparł Charny, życie moje należy do króla, tak jak należało doń życie moich dwóch braci.
I wyszedł, ale wychodząc otarł łzę.
— Mój biedny Izydorze!... pomyślał.
Przycisnął rękę do piersi, aby zobaczyć, czy są jeszcze w kieszeni jego kaftana te papiery, znalezione na trupie brata, a przyniesione mu przez pana de Choiseul, które obiecywał sobie przeczytać w pierwszej chwili spokoju, z takiem samem skupieniu ducha, jak gdyby były testamentem.
Za dziewczętami, które królewna uściskała jak siostry, przedstawili się rodzice. Byli to wszystko zacni mieszczanie, lub starzy szlachcice; szli oni nieśmiało, pokornie, prosić o łaskę ażeby mogli pokłonić się swoim władcom nieszczęśliwym.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/698
Ta strona została przepisana.