Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/702

Ta strona została przepisana.

okiennice u dostojnych małżonków, okrzyki: „Niech żyje król“! i „Niech żyje królowa!“ zabrzmiały z taką energją, że oboje królestwo, każde ze swej strony, ukazali się na balkonach.
Wtedy okrzyki stały się jednogłośnemi, i raz jeszcze ostatni, skazani przez los mogli się łudzić.
— A co!... rzekł z jednego balkonu do drugiego Ludwik XVI do Marji-Antoniny wszystko idzie dobrze!
Marja-Antonina wzniosła oczy do nieba, ale nic nie odpowiedziała.
W tej chwil dzwonienie oznajmiło otwarcie kościoła.
Jednocześnie Charny lekko zapukał do drzwi.
— Dobrze, panie!... odezwał się król; jestem gotów.
Charny spojrzał na króla: był on spokojny, prawie silny; cierpiał tyle, iż przez samo cierpienie, rzec można, nabrał mocy ducha.
Powóz czekał u drzwi.
Weszli doń król i królowa wraz z rodziną, otoczeni tłumem, co najmniej tak znacznym, jak wczoraj; ale zamiast lżyć więźniów, tłum ten prosił ich o jedno słowo, o jedno spojrzenie, szczęśliwy był, że może dotknąć szaty królewskiej.
Trzej oficerowie usiedli, jak wczoraj, na koźle. Stangret otrzymał rozkaz, żeby zawieźć powóz do kościoła i usłuchał bez żadnej uwagi.
Skądżeby wreszcie mógł przyjść rozkaz przeciwny? Dwaj przywódcy wciąż byli nieobecni.
Charny zatapiał wzrok na wszystkie strony, daremnie wypatrując Droueta i Billota.
Stanęli przed kościołem.
Eskorta chłopska uszykowała się wprawdzie przy karecie; ale co chwila zwiększała się liczba gwardzistów narodowych: z rogu każdej ulicy wychylali się oddziałami.
Charny, przybywszy pod kościół, zmiarkował, że może rozporządzać sześciuset ludźmi.
Miejsce dla rodziny królewskiej zachowano pod baldachimem, a lubo była dopiero ósma rano, księża rozpoczęli sumę.