co słyszałem u króla, sądzę, że jedziesz pan do Turynu...
— Ja, panie?...
— Przyjmij więc moje podziękowanie za to, co raczyłeś uczynić dla Sebastjana i jedź nie tracąc chwili.
— Jednakże, doktorze...
— Skoro ojciec rodzony chłopca zapewnia pana, że jest spokojny, możesz pan sam dojechać.
— Ha! skoro tak, doktorze...
— Proszę.
Izydor podał rękę Gilbertowi, który uścisnął ją z serdecznością. Za chwilę Izydor wracał do zamku, a Gilbert udał się przez plac Karuzeli, zapuścił w labirynt przesmyków i nareszcie stanął na rogu dwóch ulic: Plastrière i Coq-Heron.
Brama domu Andrei, oznaczona numerem dziewiątym była mu dobrze znaną, nie dlatego więc zatrzymał się tam, by się zastanawiać, czy trafił. Nie, widocznem było, że szuka pretekstu do wejścia do domu.
Próbował, czy przypadkiem brama nie jest otwartą, ale zamknięta była.
Poszedł wzdłuż muru, na dziesięć stóp wysokiego.
Wysokość tę znał on dobrze, ale szukał oczyma, czy nie stoi gdzie jaki wóz opuszczony chwilowo przez woźnicę, po którym łatwiej by mógł dostać się do szczytu.
Stanąwszy na szczycie, jako silny i lekki, łatwo skoczyłby na dół.
Ale nie było wozu przypartego do muru.
Niema więc sposobu.
Podszedł znowu do bramy, wyciągnął rękę do młotka, podniósł go, ale potrząsając głową opuścił napowrót tak lekko, że żadnego nie wzbudził szelestu.
Widocznem było, że myśl jakaś nowa, zwracając prawie utraconą nadzieję, rzuciła mu światło do głowy.
— Ha! to być jednak może — powiedział sobie w duchu.
I zawrócił na ulicę Plastrière.
Przechodząc, rzucił wzrok i westchnienie na fontannę, gdzie przed szesnastu laty, nieraz przychodził maczać chleb czarny i twardy, jaki otrzymywał z łaski Teresy i z gościnności Rousseau‘a.
Rousseau już umarł, Teresa umarła, on urósł i doszedł do poważania i wziętości, do majątku. Niestety!... Czy
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/71
Ta strona została przepisana.