Bilet, napisany ołówkiem przez Izydora, zapewne na jakim stole gospody, kiedy siodłano mu konia, zawierał tych kilka wierszy:
— List ten adresowany jest nie do mnie, ale do brata mojego, hrabiego Oliviera de Charny. Gdyby mnie spotkało nieszczęście, proszę tego, kto znajdzie ten papier, ażeby go oddał hrabiemu Olivierowi lub zwrócił hrabinie. Otrzymałem go od tejże z poleceniem następującem:
„Jeżeli w powziętem przedsięwzięciu hrabia ocaleje, zwrócić list hrabinie.
„Jeżeli będzie ciężko ranny, ale bez niebezpieczeństwa śmierci, prosić go, ażeby pozwolił żonie przybyć do niego.
„Jeżeli ranny będzie śmiertelnie, dać mu ten list; gdyby sam nie mógł go czytać, niech mu go kto inny przeczyta, tak, iżby przed śmiercią dowiedział się o tajemnicy, jaką list ten zawiera“.
— Gdyby ten list doręczony był memu bratu Olivierowi, to ponieważ mu zapewne oddany będzie i ten bilet, niechaj i on postąpi względem zleceń hrabiny, jak mu jego delikatność wskaże.
Jego opiece pozostawiam biedną Katarzynę Billot, która mieszka w Vilde-d‘Avray z mojem dzieckiem.
Zrazu hrabia zdawał się być cały pogrążony w czytaniu listu swego brata. Łzy, na chwilę powstrzymane, zaczęły znowu płynąć obficie. Potem zroszone jego oczy zwróciły się na list Andrei. Patrzył nań długo, wziął go, podniósł do ust, przycisnął do serca, jak gdyby papier ten mógł udzielić sercu jego swej tajemnicy: przeczytał raz jeszcze i jeszcze kilka razy zlecenie brata.
Potem, półgłosem i potrząsając głową, rzekł:
— Nie mam prawa otwierać tego listu, ale tak ją osobiście będę błagał, aż mi pozwoli przeczytać.
I jakby dla utwierdzenia się w tem postanowieniu, niepodobnem dla serca mniej prawego, powtórzył jeszcze:
— Nie, nie będę go czytał.
I rzeczywiście nie przeczytał.