W chwilę później królowa mogła je widzieć, powiewające chustkami z okien pierwszego piętra.
A powóz toczył się wolno, posuwając przed sobą tłumy ludu i tumany kurzawy, jak okręt, kołyszący się sunie przed sobą bałwany oceanu i kłęby piany, a porównanie tem jest dokładniejsze, że nigdy rozbitki nie byli zagrożeni więcej wzburzonem i huczącem morzem, jak tem morzem tłumu, które się przygotowywało pochłonąć nieszczęśliwą rodzinę w chwili, gdy się zbliżała do Tuileries, jako do brzegu ocalenia.
Nakoniec powóz zatrzymał się przy schodach wielkiego tarasu.
— Panowie! — zawołała raz jeszcze królowa, zwracając się tym razem do Pétiona i Barnava, ocalcie oficerów naszej straży.
— Czy nie masz pani nikogo między tymi panami, kogobyś chciała wyjątkowo mi polecić? — spytał Barnave.
Królowa spojrzała na niego bystro jasnemi oczyma.
— Nikogo!... rzekła.
I nalegała, aby król i dzieci wysiedli najprzód.
Dziesięć minut, które naówczas upłynęły, były dla niej, nie wyłączając tych chwil, które ją prowadziły na szafot, najstraszniejszemi w życiu.
Była pewną, że będzie zamordowaną — umrzeć było niczem, lecz straszną jej była myśl, że będzie wydana ludowi, lub zamknięta w jakiem więzieniu.
Gdy postawiła nogę na stopniu powozu, zasłonięta żelaznem sklepieniem, jakie z rozkazu Bernava utworzyli nad nią gwardziści narodowi swemi bagnetami, tak straciła przytomność, iż zdawało jej się, że wznak upada.
Lecz w chwili, gdy oczy jej się zamykały, w tem ostatnim konającem spojrzeniu, w którem się widzi wszystko, zdawało jej się, iż wprost siebie ujrzała tego strasznego człowieka, który w zamku de Taverney, w tak tajemniczy sposób, odkrył jej zasłonę przyszłości, tego człowieka, którego zobaczyła poraź drugi, powracając z Wersalu szóstego października, tego człowieka nakoniec, który się zjawiał tylko
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/744
Ta strona została przepisana.