W parę minut później, kamerdyner oznajmił pana hrabiego de Charny i ten stanął w drzwiach, oświecony złotym promieniem zachodzącego słońca.
On, również, jak królowa, skorzystał z czasu ażeby usunąć ślady długiej podróży i strasznej walki, jaką musiał stoczyć. Przywdział dawny mundur kapitana fregaty, z czerwonemi wyłogami i koronkowemi żabotami. Był to ten sam strój w którym spotkał królowę i Andreę de Taverney, na placu Palais-Royal, gdzie sprowadziwszy fiakra, odwiózł je do Tuileries. Dawno nie wyglądał tak wykwintnie, spokojnie i pięknie; a królowej trudno było uwierzyć że jest to ten sam człowiek, którego godzinę temu lud chciał rozszarpać.
— O!... panie!.. zawołała królowa, zapewne ci powiedziano jak byłam o ciebie niespokojną, i jak na wszystkie strony rozsyłałam ludzi, aby się o tobie czegoś dowiedzieć.
— Tak.. Najjaśniejsza Pani... rzekł Charny, kłaniając się, lecz proszę mi wierzyć, iż poszedłem do siebie wtenczas dopiero, gdym się upewnił, że Wasza królewska mość jest zdrową i bezpieczną.
— Utrzymują, iż winieneś pan życie panom Pétion i Barnave, czy istotnie temu ostatniemu zawdzięczać je będę?..
— Tak jest, Najjaśniejsza Pani i podwójną wdzięczność winien jestem panu Barnave, gdyż, doprowadziwszy mnie aż do pokoju, był łaskaw powiedzieć mi, iż Wasza królewska mość interesowałaś się mną podczas drogi.
— Tobą, panie hrabio?.. w jakiż to sposób?...
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/752
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.
PCHNIĘCIE SZTYLETEM.