wactwo łączyło tajemnemi węzłami jej boleść z boleścią tamtej kobiety.
Gdy przyszła do siebie, pierwsze jej słowa były:
— Czy już nie żyją?....
Współczucie jest pojętne. Otaczający Andreę zrozumieli zaraz, że jej szło o tych trzech ludzi, których życie było tak strasznie zagrożone.
— Owszem!... odpowiedziano — ocaleli.
— Wszyscy trzej? — spytała.
— Tak, wszyscy trzej.
— O! Bogu niech będą dzięki! gdzież oni są?
— W zamku, jak mówią.
— W zamku? Dziękuję!
A podnosząc się i oglądając błędnym wzrokiem, młoda kobieta wyszła przez furtkę od strony wody, aby dostać się do wejścia od strony Luwru. Przypuszczała słusznie, że z tej strony tłum będzie mniejszy.
W istocie ulica des Orties była prawie pustą.
Przebiegła część placu Karuzelu, weszła na podwórze książąt i udała się do odźwiernego.
Człowiek ten znał hrabinę, widział ją wchodzącą i wychodzącą przez dwa, czy trzy pierwsze dni po powrocie z Wersalu.
Później widział ją wychodzącą bezpowrotnie w dniu, gdy ścigana przez Sebastjana, Andrea uniosła dziewicę do swej karety.
Odźwierny zgodził się pójść na zwiady.
Przez wewnętrzne korytarze dostał się wkrótce do środka pałacu. Trzej oficerowie byli ocaleni, pan de Charny zdrów i cały udał się do swego pokoju.
W kwadrans wyszedł w mundurze oficera marynarki i udał się do królowej.
Andrea odetchnęła, dała woreczek temu, który jej przyniósł tak dobre nowiny i wzruszona, drżąca, poprosiła o szklankę wody.
A! więc Charny ocalał!
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/764
Ta strona została przepisana.