Andrea oparła obie ręce na ramionach męża:
— Co?... wykrzyknęła przerażona.
— Gdybym o tem wiedział?... ciągnął dalej Charny, i gdybym, czując cię jeszcze godniejszą szacunku przez to nieszczęście samo, dowiedziawszy się o tej strasznej tajemnicy, zdecydował się przyjść, powiedzieć ci, że cię kocham!
— Jeżeli tak, panie, to jesteś najszlachetniejszym z ludzi....
— Kocham cię Andreo! kocham cię! kocham!...
— A!... zawołała Andrea, wznosząc ręce ku niebu, nie wiedziałam, mój Boże, iż może być taka radość na tym świecie.
— Ależ ty, Andreo, powiedz że mi, czy mnie kochasz?
— O! nigdy nie będę śmiała!... Lecz przeczytaj ten list, który miałeś dopiero czytać na łożu śmierci.
I podała go mężowi, zakrywając oczy rękoma. Charny rozłamał pieczątkę i przeczytawszy kilka wierszy, krzyknął, odrywając jej ręce od twarzy i pociągając do serca:
— Od chwili gdyś mnie zobaczyła, od sześciu lat! o święta istoto!... zawołał — czyż będę cię umiał dość ukochać, abyś mogła zapomnieć to, coś wycierpiała?
— Boże miłosierny!... szeptała Andrea, uginając się pod ogromem szczęścia, jeżeli to sen, uczyń, abym się nigdy nie przebudziła, lub abym umarła przy przebudzeniu!...
A teraz zapomnijmy o szczęśliwych, a kroczmy do tych, którzy cierpią, walczą lub nienawidzą, a może złe ich przeznaczenie równie o nich, jak i my zapomni.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/769
Ta strona została przepisana.