Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Gdzie ukryłaś syna?...
— Zamknęłam go w tym pokoju.
— Co mówił do ciebie wychodząc?...
— Że nie jestem jego matką.
Andrea umilkła.
— Dlaczego ci to powiedziała... Mów, ja chcę!...
— Bo mu oświadczyłam...
— Coś mu oświadczyła?...
— Oświadczyłam mu... — rzekła Andrea z pewnem wysileniem, że jesteś nędznikiem i podłym.
— Spojrzyj w serce biednego dziecka i zdaj sobie sprawę ze zła, jakieś mu wyrządziła.
— O!... mój Boże, mój Boże!... — zcicha wyrzekła Andrea. — Przepraszam cię, dziecko moje, przepraszam!...
— Czy pan de Charny domyślał się, że tu jest ten chłopiec?
— Nie.
— Jesteś tego pewna?
— Tak.
— Dlaczego nie pozostał dłużej?
— Bo pan de Charny nie mieszka u mnie.
— Pocóż więc przybył?
Andrea przez chwilę się namyślała, oczyma nieruchomemi, jak gdyby usiłowała widzieć w ciemności.
— Oh! — rzekła — drogi mój, drogi Olivier!...
Gilbert patrzył na nią zdziwiony.
— Nieszczęsnaż ja! — wyrzekła zcicha Andrea. — On powracał do mnie... ażeby pozostać ze mną, odmówił podróży... On kocha mnie! kochał Gilbert zaczynał dorozumiewać się niewyraźnie tego strasznego dramatu, który oko jego przeniknęło najpierwsze.
— A ty czy go kochasz? — zapytał.
Andrea westchnęła.
— Czy kochasz go? — powtórzył Gilbert.
— Dlaczego mi zadajesz to pytanie? — zagadnęła Andrea.
— Czytaj w mojej myśli.
— A! tak, widzę, zamiar twój jest dobry: chciałbyś sprawić mi tyle szczęścia, żebym zapomniała o złem, któreś mi wyrządził, ale odrzuciłabym szczęście, gdyby