Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/780

Ta strona została przepisana.

republikańskie obyczaje: miejmy naprzód rzeczpospolitą, a obyczaje republikańskie znajdą się później.
Była jednak chwila, w której ogłoszenie rzeczpospolitej było łatwe; chwila, gdy się dowiedziano, że król wyjechał, zabrawszy delfina. Zamiast ich gonić i przywozić, trzeba było dać im najlepsze konie ze stajen pocztowych, najsilniejszych pocztyljonów z batami w ręku i ostrogami przy butach, trzeba było wysłać za nimi dworaków i zamknąć za nimi wszystkie wrota.
Lafayette, który miał niekiedy jasne poglądy, wpadł właśnie na tę myśl szczęśliwą.
O szóstej rano, powiedziano mu, że król, królowa i cała królewska rodzina wyjechali. Wiele sobie trudu zadano, aby go obudzić, spał tym historycznym snem, który mu już w Wersalu wyrzucano.
— Pojechali?... zawołał — ależ to niepodobna; zostawiłem Gouviona, śpiącego z głową opartą o drzwi ich sypialni.
Jednakże wstaje, ubiera się i wychodzi. W drzwiach spotyka Baillego, mera Paryża z nosem dłuższym i twarzą żóltszą niż kiedykolwiek, oraz pana Beauharnais, prezesa Zgromadzenia, mocno zmieszanego.
Dziwna rzecz, nieprawdaż?... Mąż Józefiny, który umierając na szafocie, zostawiał swej wdowie drogę do tronu, trapił się ucieczką Ludwika XVI.
— Co za nieszczęście!... zawołał Bailly, że Zgromadzenie jeszcze nie zebrane!
— O! tak. rzekł Beauharnais; to wielkie nieszczęście!
— Patrzcie! rzekł Lafayette, więc pojechali?
— Tak jest, niestety!... zawołali chórem obydwaj mężowies tanu.
— Dlaczego, niestety?... spytał Lafayette.
— Jakto! więc nie pojmujesz pan?... zawołał Bailly. On wróci z Prusakami, z Austrjakami, z emigrantami; sprowadzi nam wojnę domową i wojnę z zagranicą.
— Więc myślicie, panowie... rzekł nieprzekonany Lafayette, że bezpieczeństwo publiczne wymaga powrotu króla?
— Tak!... zawołali jednogłośnie Bailly i Beauharnais.