Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/79

Ta strona została przepisana.

mi ono przyszło od ciebie. Ja ciebie nienawidzę i chcę nienawidzieć dalej.
— Biedna ludzkości! — wyrzekł do siebie Gilbert — tyleż ci wymierzono szczęścia, że aż możesz wybierać tych, od których masz je odbierać?... Więc kochasz go? — dodał.
— Tak.
— Odkąd?
— Od chwili, gdym go ujrzała, od dnia, gdy powrócił z Paryża do Wersalu w tej samej karecie co królowa i ja.
— Więc wiesz, co jest miłość, Andreo?... — smutno zapytał Gilbert.
— Wiem, że miłość dana jest człowiekowi dlatego, odpowiedziała młoda kobieta, ażeby miał miarę tego, co wycierpieć zdolny.
— To dobrze, otóż jesteś kobietą, jesteś matką. Będąc zrazu diamentem szorstkim, wygładziłaś się w ręku tego strasznego kamieniarza, który się królem zowie... Wróćmy do Sebastjana.
— Tak, tak, wróćmy do niego! Zabroń mi myśleć o panu de Charny; to mi przeszkadza: i zamiast iść za synem, poszłabym może za hrabią.
— Dobrze! Małżonko, zapomnij o mężu; matko, myśl tylko o swem dziecku.
Wyraz miękkiej łagodności, który przez chwilę nacechował nietylko oblicze, ale całą osobę Andrei, znikł i ustąpił miejsca wyrazowi zwyczajnemu.
— Gdzie był Sebastjan podczas, gdyś rozmawiała z panem de Chamy?
— Był tu, i słuchał pod drzwiami.
— Co słyszał z waszej rozmowy?
— Całą część jej pierwszą.
— Kiedy zamyślił opuścić ten pokój?
— W chwili, gdy pan de Charny...
Andrea zatrzymała się.
— W chwili gdy pan de Charny?... — powtórzył niemiłosierdnie Gilbert.
— W chwili, gdy ja krzyknęłam, kiedy pan de Charny pocałował mnie w rękę.
— Widzisz go tedy, i cóż?
— Tak, widzę go z czołem zmarszczonem, z ustami zaciętemi, z pięścią zaciśniętą na piersi.