Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/82

Ta strona została przepisana.

na lewo w zaułek Saint-Hyacinthe, zbliża się do niskich drzwi uchylonych, popycha je, schodzi ze schodów. Kładzie go na stole, na którym leży pióro, stoi kałamarz, papiery rękopiśmienne i drukowane, zdejmuje mu odzież, zawija sobie rękaw, ściska mu ramię opaskami, które przyniosła kobieta brudna i szpetna, jak on, otwiera puzderko, dobywa zeń lancet, ma mu krew puścić... O! ja nie chcę na to patrzeć! nie chcę widzieć krwi mojego syna!
— To cofnij się!... rzekł Gilbert — i porachuj stopnie schodów.
— Jedenaście.
— Rozpatrz dobrze drzwi od domu i powiedz mi, czy widzisz w nich co odznaczającego się?
— Widzę... mały otwór kwadratowy, opatrzony kratą na krzyż...
— To dobrze, nic mi więcej nie potrzeba.
— Biegnij, biegnij, a zastaniesz go tam, gdziem powiedziała.
— Czy chcesz obudzić się zaraz i pamiętać, czy też wolisz obudzić się dopiero jutro rano i zapomnieć o wszystkiem?
— Obudź mnie zaraz i niechaj pamiętam.
Gilbert potarł palcami po brwiach Andrei, dmuchnął jej na czoło i wymówił:
— Obudź się.
Natychmiast ożywiły się oczy kobiety, członki nabrały gętkości i spojrzała na Gilberta prawie bez wstrętu, a ponawiając na jawie zalecenia uczynione we śnie:
— Biegnij pan! biegnij!... — rzekła — i wydobądź go z rąk człowieka, który mnie przestrasza!