Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/828

Ta strona została przepisana.

Lafayette zbliża się do ołtarza ojczyzny, pyta co robią, pokazują mu petycję i obiecują rozejść się spokojnie, skoro podpisy zostaną ukończone.
Nie widząc w tem nic nagannego, Lafayette oddalił się wraz z wojskiem.
Lecz jeżeli strzał do adjutanta i Lafayetta nie był słyszany na polu Marsowem, odbił się zato straszliwem echem w Zgromadzeniu.
Nie zapominajmy, że Zgromadzenie pragnie gwałtownie kroku stanowczego i że wszystko mu sprzyja.
Lafayette raniony!.. jego adjućtant zabity!... mordują się na polu Marsowem!...
Taka wiadomość obiega cały Paryż i Zgromadzenie podaje ją urzędownie ratuszowi.
Lecz ratusz zaniepokojony, co się dzieje na polu Marsowem, wysłał już tam trzech swoich delegatów, panów: Jacques, Rénard i Hardy.
Z wierzchołka ołtarza ojczyzny, podpisujący petycję, zobaczywszy zbliżających się trzech delegatów, wysłali do nich deputację.
Trzej urzędnicy, zamiast tłumu buntowników, groźnych i hałaśliwych, jakich spodziewali się tam znaleźć, widzą obywateli jednych spacerujących, drugich podpisujących petycję, innych nakoniec tańczących farandolę i śpiewających „ça ira“.
Zebranie jest spokojne, lecz może petycja jest buntowniczą, proszą zatem, aby im została przeczytaną.
Przeczytano im petycję od początku do końca i jak poprzednio ogólne oklaski i okrzyki zagrzmiały.
— Panowie... rzekli naówczas urzędnicy miejscy, jesteśmy zadowoleni z poznania waszych zamiarów; powiedziano nam, że tu jest zamieszanie i oszukano nas. Nie omieszkamy zdać sprawy z tego, cośmy widzieli i dalecy od przeszkadzania wam w kończeniu petycji, przyrzekamy pomoc w razie, gdyby chciano was niepokoić. Gdybyśmy nie byli tu przysłani z urzędu, położylibyśmy wraz z wami nasze podpisy,