Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/833

Ta strona została przepisana.

Ten odgłos coraz więcej się zbliżał.
Ludzie zaczęli po sobie spoglądać, niepokoić się. Zrobiło się zrazu wielkie zamięszanie na szańcach, pokazywano sobie błyszczące bagnety.
Członkowie różnych patrjotycznych stowarzyszeń, zbierają się w grupy i naradzają, aby się rozejść.
Lecz od ołtarza ojczyzny dochodzi głos Billota:
— Bracia!... woła on, skąd ta obawa? cożeśmy zrobili? Jeżeli prawo wojenne nie stosuje się do nas, pocóż uciekać!... jeżeli zaś jest wymierzone przeciw nam, ogłoszą je, zostaniemy zawiadomieni wezwaniem urzędowem i naówczas rozejdziemy się.
— Tak, tak!... wołano ze wszech stron, jesteśmy w swojem prawie, czekajmy na urzędowe wezwania, potrzeba ich trzech. Zostańmy! zostańmy!
I zostają.
W tejże samej chwili odgłos bębna dochodzi zbliska i trzema wejściami na pole Marsowe wkracza gwardja narodowa.
Jedna część tej uzbrojonej falangi wchodzi od strony szkoły wojennej.
Druga przez bramę cokolwiek niżej.
Trzecia nakoniec przez wejście, znajdujące się wprost wyżyn Chaillot.
Wojsko przechodzi po drewnianym moście postępując naprzód, z czerwoną chorągwią na czele i Baillym w szeregu.
Tylko czerwona chorągiew jest znakiem prawie niewidzialnym, który nie więcej zwraca uwagę tłumu na ten oddział niż na dwa inne.
Oto wszystko co widzą podpisujący petycję na polu Marsowem.
A co widzą przybywający?
Wielką płaszczyznę zapełnioną ludźmi spokojnie się przechadzającemi, a pośrodku tej płaszczyzny wznosi się ołtarz, budowa olbrzymia, na powierzchnię której wchodzi się przez również olbrzymie wschody, mogące naraz