Jak powiedzieliśmy, aktorowie i spektatorowie wychodzili jeden po drugim przez wpół otwarte drzwi.
Robespierre wyszedł z kolei.
Przez chwilę zawahał się, pójść-li w lewo czy w prawo?
Aby pójść do siebie, powinien był pójść w lewo, mieszkał bowiem w głębi Marais; lecz w takim razie musiałby przechodzić szeregi tej płatnej gwardji.
Wolał dostać się na przedmieście Ś-go Honorjusza i prosić Pétiona o schronienie.
Zawrócił więc na prawo.
Byłby chętnie pozostał niewidzialnym świadkiem, lecz było to dlań niepodobieństwem w tem ubraniu oliwkowem gładkiem, czysto obywatelskiego stylu, ubranie bowiem w kraty później weszło w użycie, z dodatkiem paru okularów, które miały świadczyć, że już przed czasem, oczy tego cnotliwego patrjoty zużyły się od czuwania oraz w połączeniu ze skośnym chodem łasicy i lisa?
Zaledwie uszedł on dwadzieścia kroków na ulicy, już parę osób wskazując go mówiły:
— Robespierre! czy widzisz, Robespierra? To Robespierre!
Kobiety zatrzymując się składały ręce: kobiety bardzo lubiły Robespierra, który w swoich mowach wiele dokładał starania, aby uwydatnić tkliwość swego serca.
— Jakto, więc to ten kochany Robespierre? mówiły.
— Tak, to on!
— Gdzież to, gdzie?
— Tam, oto tam... Czy widzisz; ten mały szczupły człowieczek, cały zakurzony, co się przesuwa wzdłuż murów i ukrywa przez skromność?
Robespierre nie przez skromność, lecz ze strachu się ukrywał; lecz któżby śmiał powiedzieć że cnotliwy, nieskazitelny Robespierre, że trybun ludowy ucieka ze strachu?
Jeden człowiek poszedł mu zajrzeć w oczy, żeby się przekonać, czy to on był w istocie.
Robespierre nasunął kapelusz, nie domyślając się w jakim celu tak mu się przypatrywano.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/839
Ta strona została przepisana.