Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Stanąwszy na dole, znalazł się w jakiejś piwnicy oświetlonej lampą, stojącą na stole założonym papierami, które widziała Andrea.
W cieniu zobaczył Gilbert syna, leżącego na tapczanie, wzywał go rękoma wyciągniętemi. Jakkolwiek wielką miał nad sobą władzę Gilbert, miłość ojcowska wzięła górę nad decorum filozoficznem. Rzucił się ku dziecku i przycisnął je do serca, z uwagą wszakże, aby nie zgnieść ramienia krwawiącego i piersi zbolałej.
Dopiero gdy w długim pocałunku ojcowskim, gdy w tym szepcie słodkich dwóch szukających się ust, wypowiedzieli sobie wszystko, nie wyrzekłszy słowa, Gilbert zwrócił się do gospodarza, którego dotąd widział zaledwie.
Stał on z nogami rozkraczonemi, z jedną ręką opartą na stole, z drugą na biodrze, oświetlony światłem lampy, której spuścił przyciemkę, aby lepiej widzieć scenę odbywającą się przed swemi oczyma.
— Patrz, Albertyno — rzekł — i dziękuj razem ze mną przypadkowi, który pozwolił mi wyświadczyć przysługę jednemu z braci moich.
W chwili gdy chirurg wymawiał te słowa nieco napuszone, Gilbert obejrzał się, jak powiedzieliśmy, i rzucił pierwsze spojrzenie na twór niekształtny, stojący przed jego oczami.
Było to coś żółtego i zielonego, z oczyma szaremi, które występowały z głowy, coś nakształt tych wieśniaków, ściganych gniewem Latony, którzy w trakcie odbywania swej metamorfozy, przestali już być ludźmi, a nie są jeszcze ropuchami.
Dreszcz mimowolny zdjął Gilberta; zdawało mu się, że jak we śnie obrzydłym, jakby przez mgłę krwawą, widział już gdzieś tego człowieka.
Podszedł do Sebastjana i czulej jeszcze przycisnął go serca.
Zapanował jednak nad tem pierwszem wrażeniem i podchodząc do osobliwego człowieka, którego Andrea widziała we śnie magnetycznym i którego tak się przelękła, powiedział:
— Panie, przyjmijcie podziękę ojca, któremu uratowaliście syna; szczerą jest ona i z głębi serca pochodzi.
— Panie — odparł chirurg — spełniłem tylko obowią-