Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/840

Ta strona została przepisana.

Człowiek ów poznał go.
— Niech żyje Robespierre! — zawołał.
Robespierre byłby raczej wolał mieć do czynienia z nieprzyjacielem, niż z przyjacielem podobnym.
— Robespierre! — krzyknął inny, jeszcze bardziej zagorzały. Niech żyje Robespierre! Jeśli już koniecznie ma być król, to czemużby on nim nie został?
O wielki Szekspirze! „Cezar umarł; niech jego zabójca zostanie Cezarem!“
Jeżeli kiedy człowiek przeklinał swoją popularność, czynił to w tej chwili Robespierre.
Zebrała się w około niego ogromna gromada, chciano go obnosić w triumfie!
Przerażony, rzucił z pod okularów wzrokiem na prawo i na lewo, szukając jakich otwartych drzwi, jakiego ciemnego przejścia, aby się schować.
Prawie jednocześnie uczuł, jak go ktoś schwycił za rękę i pociągnął na bok, podczas, gdy głos jakiś przyjazny mówił do niego zcicha:
— Chodź!
Robespierre uległ pociągnięciu, szedł, ujrzał drzwi zamykające się za sobą, i znalazł się w sklepie stolarza.
Stolarz ten był to człowiek mogący mieć od czterdziestu dwóch, do czterdziestu pięciu lat. Obok stała żona jego a w głębi pokoju, dwie piękne młode dziewczyny, jedna piętnastoletnia, druga ośmnastoletnia, nakrywały stół do wieczerzy.
Robespierre był blady i zdawało się, że zemdleje.
— Leonoro! — wyrzekł stolarz — szklankę wody.
Leonora, starsza córka stolarza, zbliżyła się cała drżąca, ze szklanką wody w ręku.
Być może, że usta poważnego trybuna dotknęły ręki panny Duplay.
Gdyż Robespierre znajdował się u stolarza Duplay.
Podczas gdy pani Roland, pojmując niebezpieczeństwo, jakie mu grozi, szuka go daremnie w jego mieszkaniu na Marais, aby mu ofiarować u siebie schronienie, zostawmy go