Słyszała z Tuileries huk wystrzałów nieszczęśliwego starcia na polu Marsowem i serce jej mocno się zatrwożyło.
Wziąwszy na uwagę, to podróż do Varennes wielką dla niej była nauką. — Aż dotąd, rewolucja w jej oczach nie przeszła wysokości pewnego systematu pana Pitta lub intrygi księcia Orleańskiego; sądziła, że Paryż podburzany jest przez kilku przywódców i zgodnie z królem mówiła:
„Nasz dobry kraj!“
Widziała prowincję!... prowincja była więcej rewolucyjna, niż Paryż!...
Zgromadzenie narodowe zestarzało się zanadto i zanadto stało się gadatliwem i zgrzybiałem, aby mężnie dotrzymać zabowiązań, jakie Barnave w jego imieniu zaciągnął. Czy zresztą nie było ono umierającem?... A uścisk umierającego, czy nie jest niezdrowym!...
Królowa, jak mówiliśmy, oczekiwała Webera z wielką niecierpliwością.
Drzwi się otworzyły, zwróciła prędko oczy w tę stronę, zamiast dobrodusznej austrjackiej twarzy swego mlecznego brata, zobaczyła zimną i surową twarz doktora Gilberta.
Królowa nie lubiła tego rojalisty z zasadami konstytucyjnemi, tak mocno uzasadnionemi, iż uważała go za republikanina; a jednakże miała dla niego pewien szacunek; nie byłaby posłała po niego ani w niebezpieczeństwie fizycznem, ani moralnem, lecz gdy raz był u niej, ulegała jego wpływowi.
Ujrzawszy go, zadrżała.
Nie widziała go od owego wieczora po powrocie z Varennes.
— To pan jesteś, doktorze?... szepnęła.
Gilbert się skłonił.
— Tak Najjaśniejsza Pani, to ja... wiem, że oczekiwałaś Webera, lecz ja przynoszę ci dokładniejsze wieści od niego. On był od strony Sekwany, gdzie nie mordowano, ja przeciwnie, byłem po tej stronie, gdzie mordowano.
— Gdzie mordowano!... Cóż to się stało panie?... spytała królowa.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/844
Ta strona została przepisana.