Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/860

Ta strona została przepisana.

spływał mu z czoła, że królowa spostrzegłszy go, zerwała się z krzykiem przerażenia.
— O! panie! zawołała, co się stało?
Król bez odpowiedzi rzucił się łkając na krzesło.
— O, pani!... zawołał — czemu byłaś obecną na tej sesji, czyż trzeba ci było patrzeć na moje poniżenie, czyż dla takiej królewskości sprowadziłem cię do Francji!
Wybuch tej boleści ze strony Ludwika XVI był tem więcej rozdzierającym, że się rzadko przytrafiał. Królowa nie mogła się powstrzymać, podbiegła do króla i upadla przed nim na kolana.
Otwierające się w tej chwili drzwi, zwróciły jej uwagę — weszła pani Campan.
Królowa wyciągnęła do niej rękę:
— O! zostaw nas, Campan, zostaw!
Pani Campan domyślała się uczucia, jakiemi była przejęta królowa. Usunęła się z uszanowaniem, lecz stojąc za drzwiami, długo jeszcze słyszała rozmowę dwojga małżonków przerywaną łkaniem.
Nakoniec rozmowa i łzy ucichły i w półgodziny potem, królowa sama otworzyła drzwi i przywołała panią Campan.
— Campan... rzekła, weź ten list i oddaj panu de Malden; jest on adresowany do mego brata Leopolda, niech go pan Malden odwiezie natychmiast do Wiednia; powinien tam przybyć, nim dojdzie wiadomość o tem, co dziś zaszło... Jeżeli potrzebuje dwustu lub trzystu pistolów, daj mu je, a ja ci zwrócę.
Pani Campan wzięła list i wyszła. We dwie godziny później pan de Malden jechał do Wiednia.
A najcięższem w tem wszystkiem była konieczność okazywania twarzy wesołej i uśmiechniętej.
Przez resztę dnia Tuileries były przepełnione masą narodu. Wieczorem miasto było świetnie iluminowane. Zaproszono króla i królowę na przejażdżkę po polach Elizejskich, w powozie eskortowanym przez adjutantów i dowódców załogi paryskiej.