Po tem przemówieniu, doktór i Pitoux zatrzymali się przed bramą domu przy ulicy Ś-go Honorjusza.
Pitoux tak spał jak jadł, tak chodził, jak bił się, to jest z całego serca. Dzięki przyzwyczajeniu nabytemu na wsi, o piątej rano był już na nogach.
O szóstej powóz był gotów.
O siódmej Pitoux stukał już do drzwi Katarzyny.
Ułożyli się z doktorem Gilbertem, że o ósmej zejdą się przy łożu Billota.
Katarzyna otworzyła drzwi i krzyknęła zobaczywszy Anioła Pitoux.
— A!... rzekła, moja matka umarła!
I blednąc oparła się o ścianę.
— Nie — powiedział Pitoux — lecz jeśli chcesz ją przed śmiercią zobaczyć, trzeba się śpieszyć panno Katarzyno.
Ta krótka wymiana słów, bez żadnego przygotowania, uwiadomiła Katarzynę o nowem dla niej nieszczęściu.
— A do tego... ciągnął dalej Pitoux, jest jeszcze inne nieszczęście.
— Jakie?... spytała Katarzyna krótko i prawie z obojętnością istoty, która wyczerpała źródło boleści ludzkich i nie lęka się już, aby boleść jej mogła się powiększyć.
— Pan Billot został wczoraj niebezpiecznie raniony na polu Marsowe.
— A!... krzyknęła Katarzyna.
Widoczne było, iż młoda dziewczyna mniej uczuła drugą, niż pierwszą wiadomość.
— Otóż!... mówił dalej Pitoux, powiedziałem sobie, i pan Gilbert był tego zdania, że panna Katarzyna odwiedzi pana Billota w szpitalu Gros-Cailou, i następnie pojedzie dyliżansem do Villers-Cotterets.
— A pan, panie Pitoux? spytała Katarzyna.
— Ja... rzekł Pitoux... myślałem, że kiedy panna Katarzyna pojedzie do pani Billot pomóc jej umrzeć, ja powinienem tu pozostać, aby pomagać panu Billotowi wrócić do życia... Zostanę przy tym, który nie ma nikogo, czy rozumie panna Katarzyna?
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/888
Ta strona została przepisana.