Przez ten czas Katarzyna śpieszyła do matki. Wyszedłszy z wąskiej ulicy, skręciła na lewo w ulicę Lormet, po której przebyciu poszła ścieżką przez pole do Pisseleu.
Wszystko było dziś bolesnem wspomnieniem dla Katarzyny, idącej tą drogą.
A najpierw, ten mały mostek, na którym Izydor ostatni raz ją pożegnał, gdzie padła zemdlona, dopóki nie znalazł jej Pitoux zimnej, zlodowaciałej.
Następnie bliżej folwarku stała wierzba wydrążona, w której Izydor chował swoje listy.
Dalej jeszcze, to małe okienko, przez które wchodził do niej Izydor i gdzie Billot celował do młodego człowieka, tylko fuzja dzierżawcy na szczęście chybiła.
Nakoniec wprost bramy folwarcznej ciągnęła się droga do Boursonnes, którą Katarzyna tak często przebiegała, którą znała tak dobrze i którą Izydor przybywał!...
Ileż to razy w nocy, oparta o swoje okienko, z oczami utkwionemi w drogę, czekała z bijącem sercem, a spostrzegłszy w cieniu kochanka, zawsze wiernego, zawsze punktualnego, czuła ustępujące ściśnienie piersi i ręce jej wyciągały się do niego.
Dziś on już umarł, lecz przynajmniej ręce jej przyciskały do piersi jego dziecię.
Cóż powiedzą ludzie o jej wstydzie, o jej niesławie?...
Czy tak piękne dziecko mogłoby kiedykolwiek wstydem lub niesławą okryć swoją matkę?...
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/898
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXIV.
MATKA I CÓRKA.