— Czy nie uważasz, panno Katarzyno... rzekł, jąkając się Pitoux, że już czas, abyś opuściła folwark?
— Nie opuszczę folwarku, aż go opuści moja matka... rzekła stanowczym tonem.
Pitoux zrozumiał, że jej postanowienie jest niezłomne.
— A gdy opuścisz folwark, wiesz, że o milę stąd, dwa są miejsca, gdzie będziesz serdecznie przyjętą: w chacie ojca Clouis i w małym domku Anioła Pitoux.
— Dziękuję ci Pitoux... odrzekła Katarzyna, skinieniem głowy objawiając, że przyjmuje chętnie wskazane schronienie.
O Ludwika nie troszczyła się, gdyż była pewna, że on znajdzie zawsze kącik dla siebie.
Nazajutrz rano, od godziny dziesiątej, przyjaciele, zaproszeni na ceremonję pogrzebową, zaczęli się zbierać.
Wszyscy dzierżawcy z Boursonnes, Noue, Ivors, Coyolis, Largany, Haramont i Vivieres przybyli.
O w pół do jedenastej gwardja narodowa z Haramont, przy odgłosie bębna, z rozpuszczoną chorągwią przybyła w pełnym komplecie.
Katarzyna w grubej żałobie, ze swem dzieckiem, równie w żałobę przybranem, przyjmowała przybywających, i można powiedzieć, iż każdy miał poczucie szacunku dla tej matki i dziecka, okrytych podwójną żałobą.
O jedenastej, przeszło trzysta osób było zebranych na folwarku.
Brakowało tylko księdza, sług kościelnych i tragarzy.
Czekano kwadrans.
Nikt nie nadchodził.
Pitoux wszedł na najwyższą górę folwarku.
Z okna widać było dwa kilometry równiny, ciągnącej się z Villes-Cotterets do małej wioseczki Pisseleu.
Lecz dobre oczy Pitoux nic nie dostrzegły na drodze.
Zszedł i udzielił panu de Longpre nietylko swoich spostrzeżeń, lecz i swoich domysłów.
Spostrzeżeniem było, iż nikt nie przybywał, domysłem, że nikt prawdopodobnie nie przybędzie.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/908
Ta strona została przepisana.