Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/910

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXXVI.
W KTÓRYM KSIĄDZ FORTIER WIDZI, IŻ NIE TAK ŁATWO, JAK SIĘ ZDAJE, DOTRZYMAĆ DANEGO SŁOWA.

Kondukt postępował zwolna, ciągnąc się długą linją po drodze, gdy nagle ci, którzy zamykali pochód, usłyszeli za sobą wołanie.
Odwrócili się.
Jakiś jeździec zbliżał się spiesznie od strony Ivors, to jest od strony Paryża.
Część jego twarzy była owiązana czarnemi przepaskami; trzymał kapelusz w ręku, dając znaki aby się zatrzymano.
Pitoux obejrzał się wraz z innymi.
— Patrzcie... rzekł, to pan Billot! Nie chciałbym być w skórze księdza Fortier.
Na imię Billota wszyscy się zatrzymali.
Jeździec leciał galopem, i w miarę, jak się zbliżał, poznali go wszyscy.
Billot zrównawszy się z orszakiem, zeskoczywszy z konia, i rzekłszy tak donośnym głosem, że wszyscy zrozumieli:
„Witam was, i dziękuję wam obywatele!“ zajął za trumną miejsce Anioła Pitoux, który w jego nieobecności prowadził orszak.
Wszyscy z ciekawością spoglądali na Billota.
Schudł trochę i pobladł bardzo.
Część czoła i lewe oko były jeszcze mocno zasinione.
Zaciśnięte zęby i zmarszczona brew, wskazywały gniew Wewnętrzny, czekający tylko chwili, aby wybuchnąć.