Od ulicy Sourdriere do domu w którym mieszki! Gilbert na ulicy St.-Honore, było kilkanaście kroków.
Ruch i chłód zbudziły Sebastiana. Chciał iść sam ale ojciec się oparł i wciąż niósł go w objęciach.
Przybywszy pod drzwi, Gilbert zastukał tak mocno, ażeby odźwierny nie dał mu długo czekać na ulicv; Sebastjana postawił tymczasem na nogach.
Takoż niebawem krok ciężki, ale prędki rozległ się w bramie.
— Czy to pan Gilbert? — zapytał głos.
— O! rzekł Sebastjan, to głos Ludwika Pitoux.
— A! chwałaż Panu Bogu! — zawołał Pitoux drzwi otwierając. — Sebastjan się znalazł!
Potem zwracając się ku schodom, w głębi których znać rwo blask świecy:
— Panie Billot! panie Billot! — krzyczał Pitoux. — Sebastjan się znalazł i bez wypadku, spodziewam się, nieprawdaż, panie doktorze?...
— Przynajmniej bez ważnego.... odparł Gilbert; pójdź Sebastianie, pójdź!
I kiedy Pitoux zamykał drzwi, Gil/bert w oczach zdumionego odźwiernego, który ukazał się na progu swej izdebki w koszuli i szlafmycy, wziął znowu Sebastiana na ręce i niósł po schodach.
Billot szedł pierwszy świecąc Gilbertowi; Pitoux posuwał się za nimi.
Gilbert mieszkał na drugiem piętrze: drzwi pootwierane świadczyły, że nań oczekiwano Złożył Sebastjana na łóżko.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/92
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XV.
KATARZYNA.