Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/93

Ta strona została przepisana.

Pitoux szedł nieśmiało i niespokojnie. Po błocie, okrywającem jego obuwie, pończochy i spodnie, po całej reszcie ubioru obryzganej, łatwo było się domyśleć, że tylko co odbył daleką podróż.
Takoż, odprowadziwszy załzawioną Katarzynę do domu, dowiedziawszy się z jej ust o boleści z powodu odjazdu pana Izydora de Charny do Paryża, Pitoux, któremu wyjawienie to podwójnie rozdzierało serce, jako zakochanemu i jako przyjacielowi, pożegnał Katarzynę, leżącą w łóżku matkę Billot, płaczącą przy niej, i skierował się do Haramont krokiem wolnym.
Powolność tego kroku, wielokrotność zawracań smutnemi oczyma na folwark, od którego oddalał się z sercem wezbranem boleścią Katarzyny i swoją własną, sprawiły, że do Haramont przybył nadedniem dopiero.
Przybywszy do domu, usiadł na łóżku z oczyma utkwionemi w ziemię, z rękoma na krzyż założonemi.
Zerwał się nareszcie, zbudzony nie jak ze snu, ale z myśli, spojrzał dokoła i spostrzegł arkusz papieru zapisany obcem pismem.
Podszedł do stołu i przeczytał list Sebastjana.
Trzeba wyznać na jego pochwałę, że natychmiast zapomniał o swych kłopotach osobistych i myślał tylko o niebezpieczeństwach, na jakie mógł być narażony jego przyjaciel w drodze do Paryża.
I nie zważając, jak dalece wyprzedzić go mógł chłopiec, wyszedłszy wczoraj, Pitoux ufny w swe długie nogi, udał się za nim w nadziei, że go doścignie, jeżeli Sebastjan, nie znalazłszy powozu, zmuszony będzie iść pieszo.
Nie zabrał z sobą nic. Opasał się pasem rzemiennym, jako miał zwyczaj wybierając się w podróż daleką, wziął czterofuntowy bochenek chleba, w który wcisnął kiełbasę i z kijem podróżnym w ręku puścił się w drogę.
Pitoux krokiem zwykłym szedł blisko milę na godzinę: krokiem przyśpieszonym mógł ujść półtory.
Ale, ponieważ musiał się zatrzymywać, ażeby się napić, zawiązać tasiemki u ciżemek, wypytać kogoś na drodze o Sebastjana, zeszło mu przeto dziesięć godzin nim stanął u rogatek, a potem z godzinę nim się dostał do mieszkania Gilberta: to znaczy godzin jedenaście. Wyszedł o dziewiątej zrana, przybył o ósmej wieczorem.
Było to właśnie w chwili, gdy Andrea zabierała Se-