Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/933

Ta strona została przepisana.

— Ach! panno Katarzyno... zawołał, bądź spokojną, jestem bogatym i Izydorkowi na niczem zbywać nie będzie.
Pitoux miał 15 luidorów, nazywał to bogactwem. Katarzyna, będąc sama pełną dobroci, oceniała wszystko, co było dobrem.
— Dziękuję ci, panie Pitoux... rzekła, wierzę i jestem szczęśliwą, iż ci wierzyć mogę, gdyż jesteś moim jedynym przyjacielem i gdybyś mię opuścił, bylibyśmy sami na świecie, ale ty nas nigdy nie opuścisz, nieprawdaż?
— O panno Katarzyno!... zawołał Pitoux, łkając, nie mów mi takich rzeczy, bo inaczej na śmierć się zapłaczę.
— Przebacz mi... rzekła Katarzyna, zbłądziłam.
— Nie... rzekł Pitoux, to moja wina, to ja jestem głupcem, że tak płaczę.
— Panie Pitoux... powiedziała Katarzyna, podaj mi rękę, przejdziemy się trochę pod temi wielkiemi drzewami, potrzebuję powietrza.
— I ja również... rzekł Pitoux, gdyż czuję, że się duszę.
Co się tyczy dziecka, to nie potrzebowało ono świeżego powietrza, nasyciło się dostatecznie u łona matki i czuło jedynie potrzebę snu.
Katarzyna położyła je na łóżku i podała rękę Ludwikowi.
W pięć minut później byli już pod wielkiemi drzewami lasu, tą wspaniałą świątynią, wzniesioną ręką Przedwiecznego.
Mimowolnie przechadzka ta, podczas której Katarzyna opierała się na ręku Ludwika Pitoux, przypomniała mu chwilę, gdy pół trzecia roku temu, w dzień Zielonych Świątek, wprowadził ją na bal, gdzie z wielką dla niego boleścią, z Izydorem tylko tańczyła!
Ileż wypadków nagromadziło się przez te półtrzecia roku! Nie równając się w filozofji z Wolterem, ani też z Rousseau, Pitoux zrozumiał jednak, że on i Katarzyna, były to tylko atomy, unoszone prądem ogólnym.
Lecz te atomy, jakkolwiek nieznaczne, miały niemniejszy udział, jak wielcy panowie, jak książęta, jak król i królowa