W pięknej i energicznej swej mowie o emigrantach, Brissot wypowiedział jasno zamiary królów, objaśnił rodzaj śmierci, jaką gotowali rewolucji.
Czy ją zabić zamierzali?
Nie, pragnęli ją zdusić.
Brissot zrobił przegląd ligi europejskiej, i ukazawszy jednych monarchów ze szpadą w ręku, wywieszających śmiało sztandar nienawiści, innych kryjących tę nienawiść pod maską obłudy, zawołał:
— Dobrze zatem, przyjmijmy wyzwanie Europy arystokratycznej, i nie czekajmy aż nas zaczepi, ale zaczepmy sami.
Głośne oklaski zawtórowały mówcy.
Brissot odgadł myśl świętą, myśl poświęcenia, myśl, która przewodniczyła wyborom z 1791 roku, odgadł wojnę.
Nie tę wojnę samolubną, którą wydaje despota, aby pomścić zniewagi zadane swemu tronowi, swej godności, lub jednemu ze swych sprzymierzonych, nie tę wojnę, w której chodzi o zagrabienie cudzej prowincji, ale wojnę, która niesie z sobą iskrę życia; wojnę, której metaliczny odgłos trąbki woła gdzie tylko dojdzie: „Powstańcie, którzy pragniecie być wolnymi, bo wam wolność przynosimy!“
I w istocie, świat zaczął uczuwać coś, jakby wielki szmer, wzmagający się coraz bardziej na podobieństwo przypływu morza.
Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/962
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.
WOJNA.