ny i pełen godności po nad okoliczności, chociażby one śmiertelnemi być miały. Nieprzyjaciele nazywali go niezdecydowanym, miękkim, obojętnym, zapytywali o jego duszę, bo zdawała się nieobecną i mieli słuszność. Dusza zamieszkiwała w nim tylko wówczas, gdy gwałtem przywoływał ją do piersi: cała jego istota oddana była kobiecie; błądziła ona na jego ustach, błyszczała w oczach i dźwięczała na strunach harfy; należała do pięknej, dobrej, zachwycającej Kandelji.
Isnard był wcieleniem namiętności. Urodzony w Grasse, w kraju kwiatów i wiatru północnego, posiadał gwałtowność tego powietrznego olbrzyma, co jednym podmuchem wstrząsa skałami i kwiaty z liści odziera. Gdy głos jego po raz pierwszy, rozległ się w Zgromadzeniu, sprawił wrażenie grzmotu. Najobojętniejsi podnieśli głowy, a każdy zadrżał jak Kain, gdy głos Boski usłyszą, i każdy gotów był zapytać: — Azali mnie wołasz, Panie?...
Jeżeli kto przerwał Isnardowi, wtedy:
— Zapytuję... wołał, Zgromadzenie, Francję, świat cały i pana — tu wskazywał na przerywającego — zapytuję, czy jest ktokolwiek, ktoby z dobrą wiarą, z czystem sumieniem chciał utrzymywać, że książęta i emigranci nie spiskują przeciw ojczyźnie?... Zapytuję powtórnie, czy jest kto w tem Zgromadzeniu, ktoby śmiał twierdzić, że każdy spiskujący nie powinien być jaknajśpieszniej oskarżony, ścigany i karany?
Jeżeli jest kto taki, niech wstanie!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Stanowczo po raz pierwszy słyszano taką siłę słowa. Dzika wymowa pociągała wszystko za sobą niby lawina z Alp spadająca i unosząca ze sobą drzewa, trzody, pastuchów i domy.
Na posiedzeniu zawyrokowano:
„Jeżeli książę francuski Ludwik Stanisław Ksawery, nie