Strona:PL Dumas - Hrabina Charny.djvu/971

Ta strona została przepisana.

— O! niespokojność nasza nie pochodzi z jednego bodaj źródła... zauważyła księżna Elżbieta; ja chciałam powiedzieć, że zdrowie jego mnie niepokoi...
— Byłżeby król chorym rzeczywiście?
— Właściwie mówiąc, to nie, ale jest przybitym i zniechęconym. Od dziesięciu dni, uważ pan, że liczę dni, od dziesięciu dni otóż nie wyrzekł do nikogo ani słowa, wyjąwszy kilku wyrazów niezbędnych do mnie, przy grze w triktraka...
— Dziś jedenaście dni temu... podjął Gilbert, jak król był na Zgromadzeniu, aby położyć swoje veto. Czemuż w tym dniu nie oniemiał...
— Czyżby zdaniem pana... zawołała żywo Elżbieta, mój brat powinien był uznać ten bezbożny dekret?
— Mojem zdaniem, księżno, występować przeciw burzliwemu potokowi, przeciw przypływowi morza, przeciw grożącej strasznej burzy, jest to chcieć, aby i król i księżna byli jednocześnie zdruzgotani.
— Więc cóżbyś pan na miejscu mego biednego brata uczynił?
— Jest w tej chwili partja, która wzrasta jak ci olbrzymi z tysiąca i jednej nocy, co to zamknięci w małem naczyniu, w godzinę później rozsadzili takowe, mając sto łokci wysokości...
— Mówisz pan o Jakobinach?
— Mówię o Żyrondystach. Jakobini nie chcą wojny, Żyrondyści jej pragną.
— Wojna!... ależ przeciw komu ta wojna, wielki Boże! Przeciw cesarzowi, bratu naszemu? przeciw królowi hiszpańskiemu, siostrzeńcowi naszemu? Nieprzyjaciele nasi, panie Gilbert, we Francji są, nie zaś zewnątrz kraju, dowodem tego...
Księżna się zawahała.
— Słucham.... rzekł Gilbert.
— Nie wiem, czy mam ci to powiedzieć, doktorze, chociaż dlatego cię wezwałam.