Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1003

Ta strona została przepisana.

nas sądzą. Pan Rousseau ma słuszność, gdy mówi, że jesteśmy więcej od nich warci; serca nasze są czystsze, a ramiona silniejsze.
Wtem posłyszał za sobą szelest kroków. Wsunął się, jak mógł najgłębiej, w swoją kryjówkę; tuż koło niego przeszedł baron de Taverney.
— Gdzież znów jest ta szalona Nicolina?... rzekł, wchodząc.
— Zapewne poszła do ogrodu — spokojnie odpowiedziała Andrea. — Dobry wieczór, ojcze!
Filip powstał, baron dał mu znak, aby pozostał na miejscu i usiadł w fotelu obok dzieci.
— Strasznie daleką wydaje się droga z ulicy Coq-Héron, gdy się ją odbędzie w jednokonnym wózku, a nie w dworskiej karecie. Ale nareszcie widziałem się z żoną delfina.
— Powracasz z Wersalu, mój ojcze?
— Tak jest. Księżna wezwała mnie do siebie, dowiedziawszy się o wypadku, który spotkał ciebie, Andreo.
— Andrea jest już dziś daleko zdrowszą, mój ojcze — rzekł Filip.
— Wiem o tem i oznajmiłem to księżnie; powiedziała mi, że postanowiła zamieszkać w Trianon, a jak tylko tam osiądzie, niezwłocznie wezwie do siebie Andreę, jeśli już będzie zdrową.
— Jakto, ojcze, ja, ja mam być na dworze księżnej? — zapytała nieśmiało Andrea.
— Tak, tego jeszcze właściwie dworem nazwać nie można; księżna nie lubi świata, delfin także,