jąc sobie nazwę, wymyśloną przez pana de Sartines.
— Szczególne nazwanie!
— Ludzie na wsi rządzą się zwykle wyłącznie fantazją.
— Do kogo należy ta ziemia, ten lasek, to zacisze?
— Nie wiem doprawdy.
— Musisz pan przecie znać właściciela, jeżeli prowadzisz nas do niego na śniadanie — rzekł Rousseau z pewnem niedowierzaniem.
— Nie, nie znam go... a właściwie znam tu wszystkich, bo panowie i słudzy widują mnie tu tak często... Pawilon ten należy do którejś z pań: pani de Mirepoix, pani d’Egmont czy którejś innej. Ale co nas to obchodzi? Jak na teraz główną jest rzeczą, abyśmy mogli się pożywić.
Słowa te wymówione były głosem tak naturalnym, że chmury, zbierające się już na czole filozofa znikły; wstał, wyprostował się, otrzepał ubranie i trzewiki i poszedł za panem Jussieu, który zawrócił na boczną ścieżkę, wiodąca do szaleciku.
Jan-Jakób podążał za nim, schylając się po drodze i zrywając zioła.
Gilbert ze spuszczoną głową, cały zajęty myślą, że Andrea przenosi się do Trianon ciągnął za nimi.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1021
Ta strona została przepisana.