Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1031

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, książę, odgadłeś powód mego gniewu, jesteś w istocie wielkim politykiem.
— Zawsze mi to przyznawano — rzekł Richelieu ze skromną miną.
— Dałeś mi pan niezbity dowód swej domyślności, odgadłeś odrazu....
— Ale to jeszcze nie wszystko.
— Doprawdy? Czegóż się, książę, jeszcze domyślasz?
— Domyślam się, że czekałaś wczoraj wieczór na króla, hrabino.
— Cóż stąd?
— A on nie przyszedł.
Hrabina zaczerwieniła się i oparła na łokciu.
— A jednak przyjeżdżam dziś z Paryża — ciągnął dalej książę.
— Cóż z tego?
— Mógłbym nic nie wiedzieć o tem, co się tu dzieje! a jednak...
— Książę, mój drogi książę, proszę cię, mów wyraźnie.
— Łatwo ci to powiedzieć, hrabino, ale pozwól mi wypocząć. Co ja to mówiłem?...
— Powiedziałeś książę: a jednak....
— Tak, tak przypominam sobie, a jednak nietylko wiem, że król tu nie był, ale wiem nawet, dlaczego nie był.
— Zawsze byłam tego przekonania, że książę jesteś czarownikiem, brak mi tylko było dowodów.
— Gotów ci jestem przedstawić je, hrabino.