Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1033

Ta strona została przepisana.

— W małem. Następczyni tronu chodziła z nim ciągle pod rękę.
— A...
— Księżna, jak wiadomo, jest pełna wdzięku....
— Niestety!
— Pieściła go, mówiła mu, to kochany papo, to dziadziu, a Ludwik XV, mający serce złote, nie mógł się oprzeć pokusie. Po przechadzce nastąpiła kolacja, po kolacji grano w karty. Dosyć, że...
— Dosyć, że — niecierpliwie zawołała hrabina — król nie mógł przyjść do mnie. To chciałeś powiedzieć, książę?
— Niestety! to, hrabino. — Nic dziwnego, król znalazł tam wszystko, co lubi.
— Tego nie mówię, broń Boże, król tam znalazł tylko pewną przyjemność.
— To jeszcze gorzej, mój książę... Królowi nic więcej nie trzeba nad rozmowę, kolację i grę w karty. Z kimże grał wczoraj?
— Z panem de Choiseul.
Hrabina skrzywiła się.
— Może wolisz, żebym ci o tem nie mówił, hrabino?
— Przeciwnie, proszę cię, mów o wszystkiem, mój książę.
— Masz, hrabino, tyle odwagi co dowcipu. Trzeba zatem zaczynać walkę z bykiem, chwytając go za rogi, jak mówi przysłowie hiszpańskie.