Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1041

Ta strona została przepisana.

— Tak jest, mój książę, już ja sobie mówiłam w myśli to, co mi głośno w tej chwili powtórzyłeś, teraz chciałabym wiedzieć, jaką na to otrzymałam odpowiedź?
— Odpowiedź moją?
— Tak, książę?.
— Moja odpowiedź była taka: „Łatwo to powiedzieć, hrabino, ale to drzewo jest twarde, mocne, moje ręce są wprawdzie stare i nie takie piękne, jak twoje, hrabino, ale ja dbam o nie, bo nie mam innych.
— Dobrze, dobrze mój książę, rozumiem, proszę, opowiadaj mi dalej bajeczkę.
— Mówię ci, książę...
— Srebrzystym głosikiem.
— Naturalnie.
— Mów, mów, księżno.
— Mówię tedy: Mój książę, przestań patrzeć się obojętnie na tę śliwkę, zechciej mieć na nią wraz ze mną apetyt, a jeżeli pomożesz mi ją strącić z drzewa, to...
— To co, hrabino?
— Podzielimy się nią, mój książę.
— Doskonale! — zawołał Richelieu, zacierając ręce.
— Podoba ci się zakończenie bajeczki, książę?
— Znakomite! Dotąd nie spotkałem nikogo, ktoby tak pięknie umiał kończyć cudze opowiadania.
— Będziesz zatem, książę, trząsł drzewem?
— Obydwoma rękami, ze wszystkich sił.