— A ta śliwka, czy to doprawdy renkloda?
— Nie wydaje mi się tak bardzo prawdziwą.
— Cóż to więc było?
— Zdaje mi się, że tam na tem drzewie zawieszono tekę ministerjalną.
— Więc podzielimy się teką.
— Nie, hrabino, co ci tam po tej skórze; to dla mnie samego zostanie; z tego drzewa spadnie zarazem tyle pięknych rzeczy, że wybór będzie trudnym, hrabino.
— A więc, książę, rzecz ułożona?
— Zostanę ministrem na miejsce Choiseul’a?
— Jeżeli cię król zatwierdzi... jeżeli zechce...
— Król chce wszystkiego, co ci się tylko podoba, hrabino.
— Nie zawsze, mój książę, Choiseul jest ciągle na stanowisku, choć wiesz, jak sobie tego nie życzę.
— Mam nadzieję, że król zechce przypomnieć sobie swego dawnego towarzysza.
— Broni?
— Tak, hrabino, broni; nietylko na wojnie grożą ludziom niebezpieczeństwa.
— A dla księcia d’Aiguillon, niczego książę nie żądasz.
— Będzie on sam umiał się dopomnieć o swoje.
— Teraz na mnie kolej.
— Kolej, na co?
— Aby stawiać warunki.
— Proszę.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1042
Ta strona została przepisana.