nią hrabinę Dubarry, że uważam ją za najładniejszą kobietę, za osobę najgodniejszą przywiązania Waszej Królewskiej Mości, ale...
— Ale co, książę?
— Ale jestem tego przekonania, że o ile w obecnej chwili Najjaśniejszy Pan potrzebny jest krajowi, o tyle daleko więcej potrzebuje dobrego ministra, aniżeli najpiękniejszej kochanki.
— Nie mówmy więc już o tem, kochany książę, i pozostańmy nadal dobrymi przyjaciółmi. Wyświadcz mi jednak choć tę jedną łaskę i wpłyń na panią de Grammont, aby przestała intrygować przeciw Dubarry, bo naprawdę, te kobiety mogą nas nareszcie poróżnić.
— Pani de Grammont zanadto stara się o względy Waszej Królewskiej Mości i w tem cała jej wina.
— Postępowaniem swojem szkodzi hrabinie, a mnie się naraża.
— Pani de Grammont wyjeżdża, Najjaśniejszy Panie, będziemy więc mieli niebawem mniej o jednego wroga.
— Nie to miałem na myśli. Ale wiesz, książę, pracowaliśmy dziś tak zawzięcie z sobą, jak Ludwik XIV z Colbertem. Zaczyna mi już głowa ciężyć. Słuchaj, kochany książę, czy ty jesteś filozofem?
— Jestem najżyczliwszym sługą Waszej Królewskiej Mości.
— Jesteś nieocenionym, mój książę; podaj mi, proszę cię, rękę, bo czuję zawrót głowy.
Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1065
Ta strona została przepisana.