Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/1072

Ta strona została przepisana.

mosty, groty, skały, urządzę zarośla, zbuduję domy, góry, łąki.
— Dla lalek?
— Dla takich monarchów, jakimi my, niestety, będziemy — odrzekła księżna, nie zwracając wcale uwagi na to, że król się zaczerwienił i że sama dla siebie dziwną wypowiedziała wróżbę.
— Widzę, że zrujnujesz tu wszystko, ale czy co zbudujesz? Będzie bardzo jeszcze szczęśliwie, jeżeli nie każesz w tych budach osiedlić się ludziom twoim i żyć im w stanie dzikości, jak Eskimosi lub Grenlandczycy. Pan Rousseau ucieszyłby się z tego bardzo, nazwałby ich dziećmi natury, a ty byłabyś uwielbianą przez encyklopedystów. Sprobój tylko.
— Nie chciałabym narażać ludzi moich na przeziębienie w takich mieszkaniach, Najjaśniejszy Panie.
— Gdzież ich zatem pomieścisz, księżno? Pałacyk jest tak mały, że zaledwie na was dwoje wystarczy.
Oficyna pozostaje wolna.
Księżna wskazała okno.
Król przysłonił ręką oczy i zapytał:
— Czy mi się zdaje, czy też widzę tam kogoś?
— Stoi tam kobieta, Najjaśniejszy Panie. Panienka, którą pragnę mieć przy sobie — odpowiedziała księżna.
— Panna de Taverney — rzekł de Choiseul, wpatrując się bystro.